„Sztuka gotowania” – nowa książka Niki Segnit, dzięki której zakochasz się w kreatywnej kuchni
Od razu przyznaję się bez bicia – „Sztuka gotowania” to lektura trudna. Nie łykniemy jej w jeden wieczór, ba, nawet mając kilka wolnych dni z trudem nie zdołamy dokładnie przeczytać (i wypróbować) każdego przepisu czy opowieści. Książkę trzeba sobie dawkować, robić przerwy, odłożyć na jakiś czas. Ale gdy już dobrniemy do ostatniej strony, będziemy mieć wrażenie, że dania wszystkich kuchni świata stoją przed nami otworem!
Nie będę ukrywać - „Sztuka gotowania” to kolejna kulinarna „biblia”, poza „Larousse Gastronomique” czy „Przewodnikiem kulinarnym” Auguste Escoffier’a – tyle, że w nieco innym wydaniu. Ociekająca pomysłami, smakami, eksperymentami i zapachami nadaje się na prezent idealny dla prawdziwego foodie lub kulinarnego freak’a. Najbardziej przydatna będzie dla osób, które mają już jakiekolwiek doświadczenie w kuchni niż dla zupełnych żółtodziobów – totalni amatorzy mogliby się bardzo zniechęcić. Bo „Sztuka gotowania” to potężna dawka wiedzy, którą można się niemal zachłysnąć. Autorka ma w jednym palcu nie tylko zasady łączenia składników, ale też techniki kulinarne, sztuczki i triki.
Książka podzielona jest na 12 rozdziałów, z których każdy poświęcony jest osobnemu kontinuum – mamy więc m.in. pieczywo, luźne ciasto, zasmażkę, wywary, orzechy, czekoladę, cukier, sosy czy gęste ciasto. To fascynująca podróż przez świat, gdyż uwzględnia przepisy z najbardziej odległych zakątków kuli ziemskiej. Segnit zachęca czytelników, aby wypracowali własny styl gotowania, działali instynktownie, nie przesadzali z liczbą składników, skupili się na wydobyciu głębi smaku.
Autorka z gracją żongluje składnikami. Podaje najprostsze przepisy podstawowe, ale zachęca do dalszych eksperymentów. Tutaj coś doda, tutaj zamieni (w zależności od tego, co ma aktualnie w lodówce czy jaka pora roku obecnie panuje), i zamiast tradycyjnego pieczywa drożdżowego wyjdą „urozmaicenia”, na przykład do hot dogów, broszki czy babeczki, albo „Smaki i odmiany”, czyli pomysły na rozwinięcie danego przepisu, np. z klasycznego risotto bianco może powstać weneckie risotto in capro Roman (z baraniną), risotto cytrynowe czy risotto milanese (z szafranem i szpikiem wydobytym z kości cielęcych, jako dodatek do osso buco). Pojawia się też sekcja „Wariacje na temat”, czyli ilustracje z dodatkowymi sugestiami i inspiracjami.
Szczególnie smakowicie prezentują się desery… Czytając o poszczególnych wariantach czekoladowego ciasta bez mąki, już wyobrażamy sobie, że wyjmujemy jeszcze ciepły fondant lub brownie z piekarnika i wyjadamy ukradkiem prosto z foremki.
Teksty towarzyszące przepisom są dość specjalistyczne, pisane poważnym językiem, ale na szczęście autorka potrafi też flirtować z czytelnikiem, wplatając od czasu do czasu zabawne historyjki, anegdotki czy ciekawostki. Autorka oprowadza nas m.in. po restauracjach usytuowanych w różnych rejonach kuli ziemskiej barwnie opisując obłędne potrawy, które było jej dane skosztować. Odwiedzamy z nią też różne ciekawe sklepy czy targi. Mamy na przykład relację z restauracji Marakeszu, w której Segnit posilając się kuskusem z jagnięciną musiała również ogarnąć ogrom bodźców zmysłowych, jakie panowały na miejscu. Ktoś grał obok na lutni, a pomieszczenie, w którym jadła, pełne było ozdobnych luster i kolorowych poduszek. W innym miejscu aż ślinka nam cieknie, gdy czytamy o „pocket coffee”, czyli ciemnej czekoladce, wypełnionej słodko-gorzkim ristretto, którą można dostać tylko we Włoszech. Takich historyjek w książce są setki! I to też tworzy jej niezwykłą wartość.
To już druga książka Niki Segnit dostępna na polskim rynku. Pierwsza, „Leksykon smaków”, odniosła spektakularny sukces. To doskonałe narzędzie dla wszystkich miłośników kuchni, podręcznik i kompendium łączenia smaków, punkt wyjściowy do tworzenia tradycyjnych i nowoczesnych potraw.