Nie będę ukrywać - „Sztuka gotowania” to kolejna kulinarna „biblia”, poza „Larousse Gastronomique” czy „Przewodnikiem kulinarnym” Auguste Escoffier’a – tyle, że w nieco innym wydaniu. Ociekająca pomysłami, smakami, eksperymentami i zapachami nadaje się na prezent idealny dla prawdziwego foodie lub kulinarnego freak’a. Najbardziej przydatna będzie dla osób, które mają już jakiekolwiek doświadczenie w kuchni niż dla zupełnych żółtodziobów – totalni amatorzy mogliby się bardzo zniechęcić. Bo „Sztuka gotowania” to potężna dawka wiedzy, którą można się niemal zachłysnąć. Autorka ma w jednym palcu nie tylko zasady łączenia składników, ale też techniki kulinarne, sztuczki i triki.
Książka podzielona jest na 12 rozdziałów, z których każdy poświęcony jest osobnemu kontinuum – mamy więc m.in. pieczywo, luźne ciasto, zasmażkę, wywary, orzechy, czekoladę, cukier, sosy czy gęste ciasto. To fascynująca podróż przez świat, gdyż uwzględnia przepisy z najbardziej odległych zakątków kuli ziemskiej. Segnit zachęca czytelników, aby wypracowali własny styl gotowania, działali instynktownie, nie przesadzali z liczbą składników, skupili się na wydobyciu głębi smaku.
Autorka z gracją żongluje składnikami. Podaje najprostsze przepisy podstawowe, ale zachęca do dalszych eksperymentów. Tutaj coś doda, tutaj zamieni (w zależności od tego, co ma aktualnie w lodówce czy jaka pora roku obecnie panuje), i zamiast tradycyjnego pieczywa drożdżowego wyjdą „urozmaicenia”, na przykład do hot dogów, broszki czy babeczki, albo „Smaki i odmiany”, czyli pomysły na rozwinięcie danego przepisu, np. z klasycznego risotto bianco może powstać weneckie risotto in capro Roman (z baraniną), risotto cytrynowe czy risotto milanese (z szafranem i szpikiem wydobytym z kości cielęcych, jako dodatek do osso buco). Pojawia się też sekcja „Wariacje na temat”, czyli ilustracje z dodatkowymi sugestiami i inspiracjami.
Szczególnie smakowicie prezentują się desery… Czytając o poszczególnych wariantach czekoladowego ciasta bez mąki, już wyobrażamy sobie, że wyjmujemy jeszcze ciepły fondant lub brownie z piekarnika i wyjadamy ukradkiem prosto z foremki.
Teksty towarzyszące przepisom są dość specjalistyczne, pisane poważnym językiem, ale na szczęście autorka potrafi też flirtować z czytelnikiem, wplatając od czasu do czasu zabawne historyjki, anegdotki czy ciekawostki. Autorka oprowadza nas m.in. po restauracjach usytuowanych w różnych rejonach kuli ziemskiej barwnie opisując obłędne potrawy, które było jej dane skosztować. Odwiedzamy z nią też różne ciekawe sklepy czy targi. Mamy na przykład relację z restauracji Marakeszu, w której Segnit posilając się kuskusem z jagnięciną musiała również ogarnąć ogrom bodźców zmysłowych, jakie panowały na miejscu. Ktoś grał obok na lutni, a pomieszczenie, w którym jadła, pełne było ozdobnych luster i kolorowych poduszek. W innym miejscu aż ślinka nam cieknie, gdy czytamy o „pocket coffee”, czyli ciemnej czekoladce, wypełnionej słodko-gorzkim ristretto, którą można dostać tylko we Włoszech. Takich historyjek w książce są setki! I to też tworzy jej niezwykłą wartość.
To już druga książka Niki Segnit dostępna na polskim rynku. Pierwsza, „Leksykon smaków”, odniosła spektakularny sukces. To doskonałe narzędzie dla wszystkich miłośników kuchni, podręcznik i kompendium łączenia smaków, punkt wyjściowy do tworzenia tradycyjnych i nowoczesnych potraw.