Tom Kerridge o swojej dopaminowej diecie i książce „Dieta szczęścia”
Przepis na zupę ze szpinaku, boczku i mięty (przynajmniej z opisu) wygląda smakowicie, ale z pewnością to Tom Kerridge, autor tego i pozostałych przepisów z książki „Dieta szczęścia” najlepiej opowie o swoim sposobie na odżywianie. Takim, który sprawi, że poprawia nam sylwetkę, jakość życia, a co najważniejsze – nikt nie będzie się czuł tą dietą udręczony… Oddajmy głos autorowi książki „Dieta szczęścia”.
Spis treści
Stracić na wadze
Żeby stracić tak dużo na wadze, musiałem zastosować dietę niezbilansowaną. Jestem świadomy, że takie postawienie sprawy otwarcie przeciwstawia się popularnym mądrościom dietetycznym, ale wiem, że ważąc 190 kg, musiałem naprawdę porządnie się wziąć za siebie i dokonać wielkiej zmiany. Żeby zmniejszyć swoje rozmiary, musiałem usunąć niektóre rzeczy, które mnie tuczyły i utrzymywały moją wagę. Musiałem przemyśleć swoje priorytety, zastanowić się, co było nie tak w moim sposobie odżywiania i czego musiałem się pozbyć, żeby osiągnąć zamierzone rezultaty.
Wiele czasu spędziłem na studiowaniu diet, próbując znaleźć inspirację, coś, co byłoby dla mnie skuteczne. Przeczytałem wszystko, co wpadło mi w ręce. Przejrzałem liczniki kalorii, diety beztłuszczowe i białkowe. Brałem nawet pod uwagę dziwaczne diety jednoskładnikowe, np. opartą na zupie kapuścianej.
W pewnym momencie pomyślałem, że spróbuję się dowiedzieć, czy jest coś takiego jak dieta piwna, bo mógłbym wyeliminować jedzenie i pić tylko piwo (niestety, nie ma takiej).
Żadna z istniejących diet nie wydawała się odpowiednia dla mnie – były zbyt drobiazgowe, zbyt restrykcyjne albo po prostu nieprzyjemne. Zatem musiałem wrócić do początku. Wiedziałem, że mojej sytuacji nie da się rozwiązać za pomocą jakiejś ekspresowej, modnej dwumiesięcznej diety. Ważne było dla mnie, żeby znaleźć coś, co mógłbym stosować długoterminowo, styl żywienia, który mnie nie znudzi po paru tygodniach, po których znów wrócę do swoich starych zwyczajów niedobrego chłopca.
Dość szybko zdałem sobie sprawę, że liczenie kalorii jest nie dla mnie. Nawet jeśli próbowałem jeść to, co chciałem, bałem się, że nie będę mógł zjeść wystarczająco dużo, by zaspokoić głód, i stosunkowo szybko wpadnę w nałóg ukradkowego podjadania…
Po etapie przemyśleń Tom zaplanował swoją dietę - uszytą na miarę, pyszną i, co szalenie ważne – taką, która mu smakowała…
Rola dopaminy
Kiedy zacząłem studiować moją nową wysokoproteinową/niskowęglowodanową dietę, byłem nie tyle zainteresowany tym, jak działała pod względem odżywczym, co tym, dlaczego mi tak smakowała. Dla mnie to zdecydowanie klucz do sukcesu. Wszyscy wokół jęczą, że diety to ból i zmaganie, a mnie moja naprawdę smakuje. Gdyby tak nie było, nie udałoby mi się zajść tak daleko. A wytrwałość jest ważna. Niewykluczone, że sporo schudłem, ale chciałbym jeszcze bardziej.
Dla mnie to długotrwałe przedsięwzięcie – pewnie dla ciebie też – i potrzebuję sporej różnorodności, żeby pozostać zmotywowany. Być może, kiedy osiągnę zamierzoną wagę, rozważę powrót do pewnych produktów, które usunąłem ze swojej diety, ale jak dotąd, uczciwie przyznaję, że nie tęsknię za nimi. W samym centrum tego, co robiłem przez ostatnie trzy lata, leży założenie, że będę jadł tyle produktów stymulujących produkcję dopaminy, ile tylko możliwe. Jestem przekonany, że właśnie to utrzymało mnie w pionie, dało poczucieszczęścia i umożliwiło utratę kilogramów.
Czym zatem jest dopamina? Już tłumaczę. To kluczowa substancja chemiczna, która towarzyszy sygnałom nerwowym w mózgowym ośrodku przyjemności. Prościej rzecz ujmując, kiedy doświadczasz przyjemnego odczucia – nieważne czy z powodu jedzenia, śmiechu, seksu, alkoholu, czy hazardu – w mózgu wytwarza się dopamina. Istnieją badania, które wskazują, że niski poziom dopaminy prowadzi do obniżenia motywacji, letargu i apatii, a nawet depresji – z pewnością w takim stanie nie można stracić na wadze.
Dopamina nie pojawia się w naszym mózgu w jakiś magiczny sposób. Nasze ciała wytwarzają ją przez rozkład aminokwasu zwanego tyrozyną, który można pozyskać z różnych – na szczęście także smacznych – produktów.
Wiem, że to wszystko może brzmieć bardzo naukowo, ale proszę o nieco zaufania. W tej książce podaję mnóstwo przepisów, które są stosunkowo ubogie w węglowodany, a bogate w tyrozynę, więc spowodują skok poziomu dopaminy w mózgu. To oznacza, że to, co będziesz jeść, będzie ci sprawiało przyjemność.
To takie proste. Wiele przepisów obfituje w białko, które pozwala czuć się sytym przez dłuższy czas, zatem będąc na diecie dopaminowej, nie powinieneś odczuwać głodu.
Nie twierdzę, że to tradycyjna zbilansowana dieta, niskokaloryczna, niskotłuszczowa, że odpowiada tym wszystkim rzeczom, których się przez lata nasłuchaliśmy, i że sprawi, że schudniemy. To wybór moich ulubionych przepisów z ostatnich trzech lat. Razem z aktywnością fizyczną i eliminacją alkoholu pomogły mi stracić olbrzymią część mojej wagi bez głodowania czy odczucia jakiegoś braku. Tyle w teorii, sami się przekonacie w praktyce, ile warte są te przepisy.